piątek, 21 października 2011

Seagulls are scary

Kolejny piątek, kolejny jednodniowy weekend - nie narzekam, bo czas leci mi tu tak szybko, że zanim się obejrzę będą już święta i zasłużony, trzytygodniowy odpoczynek, pławienie się w jedzeniu, NALEŚNIKI, PIEROGI, OBIADY KTÓRYCH NIE MUSZĘ SAMA GOTOWAĆ i inne cuda. Póki co nie mam pieniędzy. W OGÓLE. Na całe szczęście mieszkamy w budynku, którego połowa to zwykłe mieszkania, a druga bed&breakfast z prawdziwego zdarzenia - dzięki uprzejmości opiekującej się budynkiem Ophelii z Filipin i tym, że nasza landlady jest tez całkiem spoko, możemy więc podkradać chleb, dżem, sok, ciastka, kawę, herbatę i płatki przeznaczone tak naprawdę dla hotelowych gości i nie umieramy z głodu, chociaż dieta składająca się tylko i wyłącznie z masła orzechowego i chleba nie wpłynie chyba zbyt dobrze na moją cerę (plus - mój chłopak schudł już na przykład jakieś 5kg, może i mi się uda dojść do rozmiaru 32!).

NO ALE!

Jak można spędzać wolne dni? Oczywiście, tylko w bibliotece przy wielkim, szarym budynku na Oxford Street (głowny kampus mojej uczelni, DZIĘKI BOGU, że tam nie studiuję, nienawidzę Oxford Street z całego serca), szukając materiałów do końcowego eseju z Introduction to Study in Higher Education, a później, próbując wrócić na piechotę do domu.

Gdyby nie to, że książka, którą znalazłam ważyła tonę, spacer z Oxford Street do mojego domu byłby przyjemny i raczej łatwy. Mieszkając w drugiej strefie zachodniego Londynu raczej wszędzie mam blisko (5 min do szkoły i 10 do pracy, JEST),no, może oprócz Brick Lane i City, ale połączenie komunikacyjne jest świetne (względy finansowe nie pozwoliły mi dziś pojechać na American Apparel flea market, największa porażka mojego życia). No ale, waga książki pozwoliła mi tylko na 20 minutowe przepychanie się przez Oxford Street, przejście Hyde Parku, dojście do Kensington gardens, minięcie pomnika Piotrusia Pana i wejście do autobusu gdzieś w okolicach Queensway. Uh. I tak zajęło mi to godzinę!


Hyde Park to zdecydowanie najnudniejszy park w Londynie - jest dobry na piknik, grę w piłkę, ale zdecydowanie bardziej wolę Holland czy Regent(z rozarium i zoo!). Mimo wszystko, udało mi się zrobić trochę zdjęć:











(czy tylko mnie przerażają mewy?)

5 komentarzy:

  1. Znowu Cię dziś widziałam :) W H&M :p
    Mogłabyś mi powiedzieć ile h w tygodniu tam się pracuje na part time? Czy można np. tylko na weekendy? :>

    Pozdrawiam, Anita :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja prscuje 6h w sobotę i 6h w niedzielę i to jest jedyna opcja, żeby pracować tylko w weekendy :).

    OdpowiedzUsuń
  3. a jak zobaczymy sie 3ci raz to do mnie zagadaj :D

    OdpowiedzUsuń
  4. o, to fajnie, że można tak na weekendy tylko. Pytam bo też przydałaby mi się praca na weekendy, żeby zaoszczędzić na studia (które mam nadzieję zacząć tu od następnego roku), żeby mieć kasę na początek na życie :).

    Ok! Jak Cię gdzieś znowu niespodziewanie zobaczę to na pewno zagadam :) Ach, jaki ten Londyn mały!

    OdpowiedzUsuń
  5. ach gdybym była w Londynie też na pewno wybrałabym Regent zamiast Hyde Parku *rozarium i zoo w jednym miejscu musi być przepiękne <3
    Dodaję do obserwowanych! Na Twój drugi blog staram się zaglądać regularnie, ale ten też dodam :D Lubię takie luźne przemyślenia, zdjęcia jedzenia i odwiedzanych miejsc, w końcu nie samymi ciuszkami człowiek żyje :)
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
    ps. też boję się mew :3

    OdpowiedzUsuń